Na treningu myśl o sobie dobrze
Czy wiesz, że to jak myślisz o swoim ciele również ma wpływ na efekty treningu? Inspiracją do tego wpisu jest pytanie, z którym mam do czynienia na zajęciach bardzo często: „coś robię źle?”.
Instruktor jest od tego, żeby korygować. To jednak nie oznacza, że ktoś wykonuje coś niepoprawnie. Zazwyczaj chodzi o to, żeby poruszać się w sposób korzystniejszy dla ciała. Właśnie dlatego treningi personalne przynoszą tyle pozytywnych efektów, bo ktoś patrzy z boku, dobiera odpowiednią ilość powtórzeń, modyfikuje, utrudnia ćwiczenia stopniowo dopasowując je do możliwości konkretnej osoby. To, że dla jednej osoby 50 pompek będzie niczym bułka z masełkiem, dla kogoś innego wykonanie trzech powtórzeń idealnie technicznie będzie sukcesem. Czy z tego można wyciągnąć wniosek, że jeden robi dobrze a drugi źle? Nie, bo każdy człowiek ma inną historię ciała, inne punkty słabsze, a inne silniejsze. Naturalnie instruktor poszukuje tych partii w organizmie, które potrzebują wzmocnienia, rozluźnienia, rozciągnięcia, ale tylko po to, by doprowadzić ciało do równowagi i lepszej sprawności.
Może temat wydaje się banalny, ale nie do końca. Nie lubię wszelkich form mentoringu, coachingu itp. Jednak czasem pozytywne myślenie jest skuteczne. I ma to znaczenie zarówno dla instruktora, jak i ćwiczącego. Zdarza się, że na treningach osoby, które są przepracowane, zmęczone, mają za dużo obowiązków na głowie, negatywnie wypowiadają się o sobie podczas ćwiczeń. Jakakolwiek wskazówka jest odbierana jako coś demotywującego. Zdarza się, że klientki i klienci koncentrują się na dowolnym – przez inne osoby niedostrzeganym – mankamencie np. fałdce na brzuchu, cellulicie na udach, bliźnie po operacji w kontekście wizualnym. I jeżeli po dwóch, trzech treningach nie zauważają metamorfozy, zaczynają odczuwać niechęć do ruchu. Tymczasem trening ma mieć charakter prozdrowotny. Zazwyczaj od tej przysłowiowej „fałdki na brzuchu” większym problemem będzie to, co się dzieje z obniżeniem narządów, z zaciśniętymi zębami, barkami spiętymi do granic możliwości. Oczywiście, to nic nadzwyczajnego, że skupiamy się na tym co widać. Aczkolwiek w chwili, gdy doprowadzimy ciało do równowagi, prawdopodobnie zacznie ono też inaczej wyglądać. Prawidłowa postawa, bardziej sprężysty chód, otwarta klatka piersiowa, długa szyja – to wszystko możemy wypracować np. na pilatesie i będzie to mieć wpływ na zdrowie oraz lepsze samopoczucie.
Wiadomo, że osoby, które zaczynają treningi mogą odczuwać niepewność. To może powodować napięcie w mięśniach i usztywniać tkanki, więc pewne rzeczy mogą się nie udawać. Skupiajmy się najpierw na tym, co wychodzi dobrze, zauważmy te mocniejsze strony i systematycznie działajmy.
W studiu Esencja nie ma luster z kilku powodów. Jednym z nich jest to, by się ciągle nie oceniać, nie sprawdzać tego, co się dzieje z ciałem podczas ruchu. Jeżeli instruktor chce klientowi pokazać coś szczególnego wówczas za jego zgodą robi zdjęcie. Fajne są też fotografie w konkretnych ćwiczeniach wykonane w różnych odstępach czasowych – motywują i prezentują progres, którego być może nie zauważylibyśmy cały czas bacznie obserwując się w lustrze. Niestety z treningiem jest podobnie jak z wieloma innymi dziedzinami życia – postęp pojawia się po systematycznej pracy, niekoniecznie z dnia na dzień. Dlatego też zajęcia z nurtu body&mind są znakomitą nauką cierpliwości, a zarazem akceptacji wobec siebie i przygotowania do zmian.
Nie bez powodu o instruktorze często mówimy nauczyciel, bo uczy ruchu, który później przekłada się na codzienność. To, że podpowiada jak wykonać ćwiczenie, że wymaga by zrobić „trochę więcej” nie oznacza, że ma wytykać komuś błędy, a jedynie pomóc w lepszym, bardziej świadomym ruchu, a być może nawet zmianie nawyków czy stylu życia. Uwaga – tajemnica poliszynela: sami instruktorzy muszą pracować nad sobą dużo i zazwyczaj nie mają idealnego ciała, a akrobatyczne ćwiczenia wcale nie wychodzą im jak na rolkach czy zdjęciach w mediach społecznościowych. Bo sztuką jest rozumieć ruch i umieć go nauczyć, ale jednocześnie robiąc to bez popadania w przesadę. Wiele ćwiczeń, które na zdjęciach wyglądają pięknie może być niebezpiecznych w wykonaniu, a zarazem nie dają jakichś spektakularnych efektów poza satysfakcją z rodzaju „udało się”. Sama nie wykonuję wielu ćwiczeń, bo źle się w nich czuję. Zdarza się, że z czymś mam kłopot przez kilka lat i nagle pewnego dnia się udaje – to oznacza, że organizm przepracował różne kwestie i jest gotowy na coś więcej.
Znakomicie jest stawiać przed sobą wyzwania, bo to zawsze dodaje element świeżości i pojawia się dreszczyk emocji. Natomiast wszystko powinno być traktowanie z rozsądkiem, by nie powiedzieć wręcz, że umiar jest cnotą. Krok po kroku, z zapasem wiedzy i zrozumienia poszczególnych ruchów – tylko wtedy można zrobić postęp sensownie. Wymaganie od siebie zbyt wiele prowadzi do tego, że można się szybko poddać, a po drodze zauważać kolejne słabe cechy i się na nich skupiać. Każdy człowiek jest na innym etapie i trzeba traktować siebie z wyrozumiałością. Zarazem nie powinna to być też wymówka do rezygnacji z aktywności fizycznej. Natomiast jeśli ktoś nie ruszał się przez wiele lat, miał siedzący tryb życia i niezbyt zdrową dietę, to nie powinien oczekiwać od siebie od razu rekordowych wyników w bieganiu albo akrobatycznych wyczynów – stopniowo i powoli to jedyna droga. Warto stawiać sobie cele, ale realne. Zdarza się, że pod wpływem tego, co zobaczymy w internecie mamy oczekiwania wobec siebie, ale najpierw zadajmy sobie pytanie: czy to jest moment na wykonanie takiego ćwiczenia? Pokaż instruktorowi to, co chcesz zrobić, a przygotuje ci łatwiejsze opcje lub modyfikacje, dzięki którym z czasem zrobisz wersje zaawansowane.
Na zakończenie trochę coachingowo, więc nie w moim style, ale… Myślmy o sobie dobrze podczas treningów. Szukajmy aktywności, które sprawiają przyjemność. Ruch nie może być przykrą koniecznością. Wakacje to dobry czas na znalezienie harmonii – relaks i regeneracja dadzą więcej aniżeli robienie setek powtórzeń pompek czy wielominutowe deski. Lubisz czytać? Czytaj. Lubisz tańczyć? Tańcz. I tak dalej, i tak dalej. Więcej luzu to mniej napięcia, a więc całkiem możliwe, że po wypoczynku nagle wskoczysz na reformer, beczkę lub cadillaca i zrobisz takie akrobacje o jakich się nie śniło. Trochę z przymrużeniem oka, ale czasem warto wykreślić ze swojego słownika sformułowanie „robię to źle”.