W ciele nie ma przypadków
Mało kiedy wracam ze szkoleń z tak dużą dawką wiedzy. Zazwyczaj każde warsztaty czy nawet godzinna lekcja u innego nauczyciela pilates pozwala dostrzec mi jakiś szczegół, pogłębić świadomość mojego ciała lub zmodyfikować jakieś ćwiczenie pod kątem konkretnych potrzeb danego klienta. Jednak Zoga to zupełnie inna bajka. W jednym z pierwszych wpisów na tym blogu pisałam już o tej metodzie, bo wówczas trzydniowe, wprowadzające szkolenie mnie zachwyciło. Zrozumiałam, że to ten element, którego brakuje mi podczas pracy z ciałem. Od lat interesuję się powięzią, treningiem funkcjonalnym, a automasaż piłeczką czy rollerem stosowałam wtedy, gdy w Polsce jeszcze raczej nikt o tym nie mówił – pierwsze piłki duoball przywiozła mi z Australii Bogna Janik-Forbes jakąś dekadę temu.
Nie chcę zamykać się na konkretne techniki, czy jedną metodę jaką są chociażby stretching, trening cardio, pilates, bo na przykład ten ostatni powstał kilkadziesiąt lat temu, a świat się zmienia, wraz z nim ludzkie ciało i mamy dostęp do coraz większej wiedzy, zatem warto z tego korzystać. Dzięki Zodze wiele rzeczy, które w mojej pracy dotychczas były skuteczne, ale często bazowały na intuicji i doświadczeniu, teraz mogę lepiej zrozumieć i jasno odpowiedzieć na pytanie „dlaczego”. I naprawdę już od kilku lat po żadnym szkoleniu nie mówiłam „wow – to jest coś”, choć wiele było naprawdę znakomitych.
Wbrew pozorom Zoga to powrót do początku. Wiele sekwencji ruchu ma przywrócić taką mobilność i sprawność ciała, jaką ma noworodek. Owszem, z czasem, stopniowo nabywamy umiejętności takie jak siedzenie, chodzenie, ale jednocześnie zatracamy pewną – mówiąc w uproszczeniu – elastyczność. Codzienność sprawia, że w ciele tworzą się napięcia i nieprawidłowe wzorce. Stres gromadzi się w barkach, ciasne buty ograniczają stopę, praca przy komputerze zmienia ustawienie głowy w stosunku do reszty. Emocje też odciskają się na naszej postawie, a każdy upadek na lodzie może zmienić relację tkanek do siebie. Siedzenie przez kilka godzin powoduje, że do takiej pozycji się przyzwyczajamy i w innych nie czujemy się komfortowo, a jednocześnie gorzej oddychamy, bo przygniatamy przeponę, to z kolei będzie powodować słabsze dotlenienie i poczucie ciągłego zmęczenia. Przykłady można mnożyć. Tylko, że ciało to system naczyń połączonych chociażby przez taśmy anatomiczne. Zmiana w jednej stopie będzie wpływać na cały organizm – nie tylko na kolano, biodro czy miednicę, ale też na ból głowy. Dlatego sztuką jest wszystko „zresetować” i przywrócić ciało do tego, co było wcześniej. Jak? Odpowiedź oczywiście byłaby bardzo skomplikowana – sam drugi etap szkolenia Zogi (Practice Advanced) trwał sześć dni i nierzadko zamiast prostych wskazówek dawał pole do zastanowienia się nad kolejnymi problemami. Jednak sposób na zaradzenie wielu kłopotom jest: ruch w niemal każdej postaci. Im więcej płaszczyzn, kierunków tego ruchu, tym lepsze efekty.
Twórcą Zogi jest Wojciech Cackowski, człowiek, który nieustannie odkrywa nieoczywiste powiązania w ciele. W moim odczuciu to przede wszystkim pasjonat, który potrafi opowiadać o tym w fascynujący sposób. Bo w ciele nie ma przypadków – zawsze coś wynika z czegoś. Dokładnie tak samo jak w każdym modelu tensegracyjnym – jakakolwiek zmiana napięcia czy struktury w jednym elemencie będzie wpływać na wszelkie inne fragmenty. Przekładając na organizm: to, co robimy na przykład zginając łokieć nie kończy się tylko w miejscu tego stawu, ale wpływa w dużym stopniu poprzez powięź i układ nerwowy na inne części ciała. Ogromną siłą Zogi jest logika, bo wszystko ma tu sens, nie wynika z „wydaje mi się, że…”, „bo taka uroda”, „bo tak jest i już”. Im lepiej jesteśmy w stanie przeanalizować ludzkie ciało, tym więcej poprzez ruch – a w innych gałęziach Zogi także poprzez terapię manualną – możemy naprawić i to bez żadnego czary-mary, choć oczywiście czasem efekt jest zadziwiający, gdy na przykład przestaje boleć kolano po tym jak zajmowaliśmy się stopą lub miednicą.
O Zodze trudno pisać, bo najlepiej zrozumieć ją poprzez praktykę. Zajęcia ruchowe tej metody być może nie wyglądają spektakularnie. To często poszukiwanie takich ruchów, które są zgodne z biomechaniką, a jednak sprawiają nam problemy. W treningach body&mind ktoś patrzący z boku widzi niewiele, a te zajęcia opierają się na świadomości ciała i docieraniu do miejsc, które na co dzień zostały zaniedbane. Tak jest w Zodze – wiele sekwencji ruchowych wygląda banalnie, a to jakieś krążenie w biodrze, a to poruszanie osobno palcami stóp, a to delikatny ruch miednicą, a to dziwne miny. Czasem jednak potrzeba tak niewiele, by poczuć ogromną różnicę. Chociażby palce stóp – czy wiesz, że każdy powinien umieć poruszać się osobno? I to ma wpływ nie tylko na to jak chodzimy, bo większość taśm anatomicznych ma swój początek (koniec?) właśnie w stopie. Czy wiesz, że to co boli w barkach może mieć swój początek w dłoniach lub w klatce piersiowej, a skoro tak to chociażby w oddechu? O tym na blogu wspominam często – nie doceniamy ćwiczeń oddechowych. Zdarza się, że wydają nam się stratą czasu, bo przecież skoro żyjemy to znaczy, że oddychamy. Tymczasem lepszy oddech to lepsze funkcjonowanie całego ciała, zarówno pod kątem wydolności, kondycji, ale też lepszego snu, a co za tym idzie regeneracji.
Zajęcia Zogi to dużo ćwiczeń w leżeniu na podłodze, bo chcemy, by ciało działało w zgodzie z grawitacją. Powtarzającymi się pozycjami np. prowadzenie samochodu, czytanie książek, zaburzamy tę równowagę. Nie możemy z wielu czynności w życiu zrezygnować, ale możemy pomóc ciału pracować tak, by grawitacja była jego sprzymierzeńcem, a nie siłą, która utrudnia codzienne funkcjonowanie. Co ważne, w Zodze nie potrzeba kosztownego sprzętu – wystarczy podłoga, ściana, krzesło, pasek i poduszka np. okrągła do medytacji, wypełniona gryką. I oczywiście kluczowe znaczenie ma terapeuta/instruktor, który przede wszystkim odczyta ciało i w ten sposób zlokalizuje problemy, które w nim są, a następnie podpowie co powinniśmy w ruchu czuć i w jakim zakresie konkretny ruch można wykonać.
Zapraszam każdego, kto chce poczuć większy komfort w ciele i zobaczyć jak wartościowe są nawet drobne zmiany. Z kolei instruktorom różnych form ruchu polecam po to, by lepiej zrozumieć jak działa organizm i być może spojrzeć na to, co dotychczas robimy z jeszcze innej strony. Sama po tym szkoleniu mam więcej entuzjazmu do wykonywania swojej pracy, więcej narzędzi do wytłumaczenia co z czego wynika i jeszcze więcej sposobów do pracy z osobami, które u mnie ćwiczą. A w przyszłym roku aż 15 dni certyfikacji – czekam z niecierpliwością.