Czy instruktor musi być doskonały?

Ile minut powinnam robić deskę? – pani z dużym rozejściem mięśnia prostego brzucha, dwa miesiące po porodzie naturalnym.

Obejrzałem w internecie i też tak chcę – pan, który chodzi od miesiąca na pilates i zobaczył filmik z Control Balance z zejściem z reformera.

Czy dziś będziemy tak robić? – pani, która przyszła na pierwszy trening do studia pilates pokazuje mi zdjęcie instruktorki robiącej jumping stomach na beczce.

 

To tylko kilka przykładów z ostatniego miesiąca. Pewne ćwiczenia wyglądają pięknie, zwłaszcza w internecie. Jednak problem zaczyna się wtedy, gdy ktoś, kto na przykład na co dzień ma pracę siedzącą albo jest dość świeżo po wypadku komunikacyjnym chce takie rzeczy wykonywać bez wcześniejszego przygotowania. Zresztą nic w tym dziwnego, bo ktoś kto pracuje w urzędzie, jest księgowym, dentystą (et cetera, et cetera) nie musi wiedzieć co jest dla niego wskazane. To całkiem zrozumiałe, że ludziom podobają się ćwiczenia, które po prostu ładnie wyglądają i na przykład w mediach społecznościowych robią wrażenie. Rolą instruktora/trenera/nauczyciela ruchu jest wytłumaczyć co dla danej osoby jest dobre, a co w tym momencie nie (nie oznacza to wcale, że za jakiś czas nie będzie możliwe). Co usłyszeli klienci w trzech powyższych przypadkach? Że ja także tych ćwiczeń nie wykonuję. Zaskakujące? Przecież prowadzę treningi od 14 lat, niemal każdy dzień spędzam w ruchu! Tylko niestety moje ciało ma sporo ograniczeń często wynikających z budowy anatomicznej stawu biodrowego oraz urazu kręgosłupa sprzed dwóch dekad. I tak dzięki aktywności fizycznej robię dużo więcej niż gdybym odpoczywała tylko biernie. Natomiast znam swoje ograniczenia i wiem, że nie wszystko jest dla mnie dobre.

I tu pojawia się pytanie: czy instruktor musi być doskonały? Odpowiedź jest krótka: nie! Oczywiście perfekcja jest ważna, a ciągła praktyka własna i nieustanny rozwój wręcz kluczowe. Idealne wykonanie konkretnego ćwiczenia pozwala zrozumieć co się dzieje w ciele w każdym szczególe danego ruchu. Przeczytanie tysiąca książek i wzięcie udziału w setkach szkoleń daje ogromną wiedzę teoretyczną, która jest podstawą. Jednak dopiero ból, którego doświadczamy podczas własnej kontuzji czy dysfunkcji pozwala zrozumieć, co czują nasi klienci. Zdecydowanie łatwiej będzie nam dopasować trening tak, by pomagać, a nie szkodzić. Ponadto sami na sobie (czasem metodą prób i błędów) poszukujemy skutecznych rozwiązań.

Łatwo wpędzić się w kompleksy mając świadomość, że nie potrafi się pewnych rzeczy, które dla innych wydają się proste. Sama od zawsze nie umiem zrobić pełnego przysiadu z odłożonymi stopami, zawsze moje pięty wędrują w górę. Przez lata udało mi się zejść o kilka centymetrów niżej, ale do ideału brakuje sporo. Problem bierze się z budowy miednicy i głowy kości udowej. Być może odczuwając ból byłabym w stanie to zmienić, tylko po co? Nie chodzi o to, by mieć prostą wymówkę i unikać ruchu, który sprawia trudność, ale by mierzyć siły na zamiary. Drobna zmiana w takim przypadku wymaga wiele pracy. Każdy człowiek ma swoje ograniczenia. Warto szukać przyczyn i sposobów na zmniejszenie tych blokad, ale nie oznacza to zadawania sobie bólu. Niezwykle ważne jest pytanie „dlaczego nie mogę wykonać tego ruchu?” – jeżeli znajdziemy odpowiedź jesteśmy w stanie poszukać dobrej opcji treningowej np. czy należy coś rozluźnić albo w konkretnym obszarze ciała popracować nad siłą. Nie bez powodu na szkoleniach uczymy się wkładać pod koszulkę piłkę jako ciążowy brzuch, prowadzić inną osobę z zamkniętymi oczyma, która jest niewidoma czy używa laski. Czasem trudno w zupełnie abstrakcyjny sposób wyobrazić sobie czego doświadcza inna osoba. Kolarz, który ma nadmiernie rozbudowane mięśnie czworogłowe uda nie stanie się od razu mistrzem stretchingu (choć zdecydowanie właśnie tego rozciągania potrzebuje). Osoba, która całe dnie spędza pracując przy komputerze nie będzie po dwóch, trzech treningach nagle wyprostowana, choć prawdopodobnie ona i jej znajomi dostrzegą różnicę w postawie.

Symetria, harmonia są cudowne. Jednak nikt nie jest idealny. Gdy spojrzysz w lustrze na jedną stronę twarzy, a potem drugą dostrzeżesz asymetrię. Każdy człowiek ma inny styl życia, codziennie wykonuje różne czynności np. dużo siedzi. Celem będzie dążenie do zrównoważonej pracy mięśni, tak by te osłabione wzmocnić, a te napięte rozluźnić. Znakomicie jest uzyskać elastyczność, ale taką, która pomaga nam na co dzień funkcjonować. Są osoby hipermobilne, ale wbrew pozorom wcale nie mają łatwiej, bo może się to wiązać chociażby z płaskostopiem i przeciążeniami w stawach. Dlatego przepiękne ćwiczenie nie może być celem samym w sobie. Znakomicie jest widzieć zmianę, ale zmianę małymi kroczkami, która przyniesie trwały efekt nie doprowadzając po drodze do urazów, przeciążeń czy braku funkcjonalności poszczególnych partii ciała. Bo niestety to, co skuteczne, nie zawsze jest spektakularne. Dlatego tak ważne jest opanowanie podstaw i fundamentalnych zasad dotyczących konkretnej metody, której uczymy. Być może czasem nauka oddechu czy prawidłowej pozycji wyjściowej jest nudna, ale bez tego bezpieczne wykonywanie skomplikowanych ćwiczeń może okazać się bezsensowne.

Czy robić coś za wszelką cenę, jeśli ciało nie jest na to gotowe? Owszem, często mówi się o tym, by wyjść ze swojej strefy komfortu, by zrobić krok do przodu. Tylko należy zastanowić się, czy jest granica w której to wszystko nadal jest bezpieczne. Jeden z klientów opowiadał mi jak nie chciał nauczyć się pewnej figury akrobatycznej krok po kroku, tylko zaczął próbować we własnym zakresie oglądając filmiki z najbardziej zaawansowaną wersją ćwiczenia w internecie i nie angażując mięśni środka – skończyło się na wielu wizytach u terapeuty manualnego, a kontuzja jeszcze czasem przypomina o sobie na treningach.

Instruktor ma umieć nauczyć, ma umieć obserwować, musi rozumieć ruch i problem, a niekoniecznie tylko prezentować wspaniałe wykonanie. Jeżeli nie jest doskonały jest bliżej klienta, bo pokazuje, że też ma ograniczenia i bariery. Taki nauczyciel jest po prostu bardziej wiarygodny. Moja historia jest tu całkiem niezłym przykładem. Dawno, dawno temu… zapisałam się na zajęcia fitness dlatego, że ważyłam ponad 83 kilogramy i nie pałałam miłością do ruchu. Wiem z czym wiąże się nadwaga i otyłość. Jednocześnie rozumiem jak ciężko jest zmienić nawyki i jak trudno znaleźć motywację. Zrzucenie ponad 20 kilogramów było dla mnie wyzwaniem i sprawdzianem samodyscypliny (związanej ze zdrowszym odżywianiem oraz systematycznym treningiem). Zarazem pracując z osobami, które mają takie problemy umiem wczuć się w ich sytuację.

Co ciekawe, prowadząc szkolenia i warsztaty dla instruktorów zauważam, że ci, którzy mają na koncie walkę z otyłością, odnawiające się kontuzje, bulimię czy powrót do formy po wypadku, starają się znaleźć holistyczną drogę pracy z ciałem dla swoich klientów. Oczywiście to nie oznacza, że dobry trener musi być „po przejściach”. To oznacza jedynie tyle, że w tym zawodzie nie trzeba być doskonałym w demonstrowaniu ćwiczeń. Niedawno moja klientka stwierdziła, że „wkurza ją nauczyciel jogi”, bo ten, do którego trafiła prezentuje asany, które są niewykonalne dla osoby początkującej. Tymczasem warto sprawdzić, gdzie są ograniczenia, dojść nawet do momentu, w którym pojawia się ból i „przywitać się z nim”, ale nie próbować pokonywać tego za wszelką cenę. Praca z ciałem jest procesem. Dobrze jest znać swoją granicę i przez miesiące, lata praktyki pełnej uważności dostrzegać, że krok po kroku udaje się granicę przesuwać.

Tu pojawia się inny problem. Człowiek z natury jest niecierpliwy. Ile osób przychodzi z postanowieniami noworocznymi i oczekuje szybkich, spektakularnych efektów najlepiej w ciągu dwóch tygodni lub miesiąca? Korzyścią jest lepsze samopoczucie, zrobienie czegoś dla siebie, nawet znalezienie w napiętym grafiku codziennych obowiązków chwili na ćwiczenia, a niekoniecznie zrzucenie 10 kilogramów w kilkanaście dni czy wyrzeźbienie ciała, gdy dotychczas nie miało się zbyt wiele wspólnego z jakąkolwiek aktywnością fizyczną. W każdym przypadku ważna jest systematyczność. Dotyczy to także instruktorów, trenerów, nauczycieli ruchu. Nie wszystko przychodzi łatwo i od razu. Dlatego tak bardzo lubię Pilates, bo tu nie ma końca pracy nad sobą. Największym zaskoczeniem jest dla mnie to, że na przykład rok temu pewne ćwiczenia były dla mnie niemożliwe do wykonania, a teraz robię je bez problemu pomimo tego, że wcale nie skupiałam się na tym, żeby je wykonać. Wszystko jest procesem. Doprowadzając ciało do równowagi, pracując nad detalami typu stopa, mobilność biodra, większa elastyczność kręgosłupa, jednocześnie otwierają się inne możliwości. To trochę jak z Pull Ups na Wunda Chair, z którym klienci na początku mają ogromny problem, a pedał krzesła nie chce drgnąć nawet przy dwóch mocnych sprężynach. Przychodzi dzień, w którym nagle komuś wychodzi i od tego momentu ćwiczenie nie sprawia już problemu, bo „zaskoczyło” i ciało już wie „o co chodzi”.

Owszem, wiele rzeczy można wyćwiczyć, ale czy jeśli tego się nie zrobi to czy należy zarzucać sobie lenistwo? Świetny przykład ze szpagatem. Na ogół można go wytrenować, ale czy funkcjonalnie jest to potrzebne? Róbmy swoje najlepiej jak potrafimy ze świadomością własnych ograniczeń, a przede wszystkim zwracając uwagę na to jakie możliwości mają w danym momencie ci, których prowadzimy po niełatwych treningowych ścieżkach. Człowiek w różnych etapach swojego życia potrzebuje odmiennych form ruchu – czasem wyzwania też są ważne, więc będąc nieco niedoskonałym warto próbować zrobić krok w przód, ale zawsze z rozsądkiem.

Marta patrzy przez przęsło sprężyny pilates

Jeden komentarz

  1. Aneta 13 maja 2022 at 21:34 - Reply

    niesamowite jest dla mnie to, że masz tak ogromną wiedzę, że jestes otwarta na człowieka i nie robisz niczego na pokaz. Trudno uwierzyć, patrzac na Ciebie, że miałaś problem z wagą….Potrafisz dla każdego znależć trening, który pomaga….Praca z ciałem jest procesem.

Możesz opublikować komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi