Jak Pilates zaprowadził mnie do Australii

Co chwilę telefon przypomina, że dwa lata temu byłam w Australii i pokazuje mi zdjęcia ze wspomnieniami. Jeszcze tak niedawno świat był na wyciągnięcie ręki. Owszem, na podróż w jedną stronę trzeba było przeznaczyć około doby, ale wszystko było możliwe. Zadziwiające jak w ostatnich miesiącach wiele się zmieniło – dziś w dobie pandemii podróżowanie nie jest już takie proste… Chociaż i wtedy taka wyprawa nie wydawała mi się wcale łatwa.

Tablica przy plaży ostrzegająca przed wężami

Wszystko zaczęło się od tego, że po latach pracy jako instruktor poczułam potrzebę dalszego rozwoju. Zawsze fascynowały mnie pilatesowe maszyny, ale by na nich praktykować musiałam jeździć np. do Warszawy czy Wrocławia. Dla chcącego nic trudnego, jednak odległość była pewną przeszkodą w systematycznym treningu. Wreszcie w Lublinie pojawiła się Mariola Wentlandt i otworzyła studio Klasyczny Pilates – wspaniale! Teraz wystarczyło przełożyć dotychczasową wiedzę na pracę na sprzęcie. Napisałam do Bogny Janik-Forbes z zapytaniem, który kurs mi poleca, gdzie i u kogo powinnam się uczyć. Odpisała, że mogę u niej w Australii. Moja decyzja była natychmiastowa. Odpisałam po paru minutach, że tak! Dopiero potem zaczęłam zastanawiać się nad możliwościami technicznymi przelotu do Perth itp. Dlaczego się nie wahałam? Przecież w Europie też można i to u wielu znakomitych nauczycieli. Po pierwsze, uznałam, że to wyzwanie – samotnie polecieć na drugi koniec świata, by się uczyć. Poza tym nauka w nowych warunkach i okolicznościach często jest bardziej efektywna. Po drugie, Australia wydawała się fascynującym lądem (już nie wspomnę o wszystkich legendach jakie usłyszałam od klientów i znajomych na temat gadów, owadów itp.). Po trzecie, w momencie, kiedy w Polsce zaczyna się zima, tam kończy się wiosna i jest CIEPŁO (nie wiem, czy ten argument nie jest najważniejszy;)). I to, co istotne szczególnie: Bogna Janik-Forbes. Uczyłam się u niej od lat, kiedy przyjeżdżała prowadzić szkolenia i warsztaty w Polsce. Zafascynowała mnie tym, że Pilates to dla niej tylko jedna z dróg. Bogna patrzy na człowieka całościowo, zwracając uwagę na ciało nie tylko pod kątem kości i mięśni, ale powięzi, przebytych chorób. Doskonale widzi i czuje: wystarczy, że spojrzy na daną osobę i już wie nad czym trzeba pracować. Jednak tak samo ważne jak aspekt fizyczny jest dla niej to, co się dzieje z ludzką psychiką: stres, emocje, niewyjaśnione sprawy sprzed lat, typy osobowości. To również ma znaczenie, gdy dobiera się ćwiczenia dla konkretnego człowieka. I jeszcze jedno, Bogna lubi szczegóły, nieustannie poszukuje przyczyn dlaczego w czyimś ciele coś działa w taki, a nie inny sposób i stara się to zmienić. Czy mogłam trafić na lepszego nauczyciela skoro sama ciągle zadaję pytania i analizuję? Dzięki niej uczę się, że nie ma schematów i trzeba korzystać z różnych metod pracy z ciałem. Choć przyznaję, że przez ten australijski miesiąc Bogna dała mi niezłą szkołę: pobudka rano i od razu trening, a potem powtarzanie ćwiczeń godzinami.

 Błękitne wody oceanu z odcieniami zieleni widok na miasto Perth

Perth to miejscowość w zachodniej Australii nad Oceanem Indyjskim. Klimat jest gorący i suchy, ale bliskość wody sprawia, że jest wietrznie. Niestety mała ilość deszczu przyczynia się do tego, że przed wejściami do parków są tablice z informacjami o stopniu zagrożenia pożarowego. Czy naprawdę są tam kangury? Tak, a najwięcej widziałam ich na cmentarzu. Warto zwrócić uwagę na inne zwierzęta, o których mówi się trochę rzadziej. Na Penguin Island żyją maleńkie pingwiny, lwy morskie i delfiny. Panuje przekonanie, że to my żyjemy dla natury, a nie natura dla nas, zatem np. na tej wyspie nie znajdziemy koszy na śmieci, odpadki trzeba zabrać ze sobą na stały ląd. Z kolei Rottnest Island to miejsce gdzie żyją quokki, czyli zwierzątka, które wyglądają jakby się uśmiechały (nic dziwnego, że ludzie uwielbiają robić sobie z nimi selfie). Co ciekawe, wiele osób słysząc o Australii od razu ma na myśli węże i pająki. One istnieją i rzeczywiście na węża można trafić nawet przy plaży, ale po prostu wystarczy patrzeć pod nogi. Równie dobrze w wodzie można spotkać rekina. Świąteczne stroiki, bombki i słodycze z kolei często zdobią koale lub kangury przebrane za Mikołaja. Uwierzcie mi, że nieco dziwnie można się poczuć oglądając przystrojone choinki lub oświetlone domy gdy na dworze jest temperatura np. +34 stopnie Celsjusza.

czekoladki z wizerunkiem koali przebranej za mikołaja

W Perth byłam tylko przez miesiąc i większość czasu spędziłam na nauce u Bogny, więc nie udało mi się odwiedzić miejsc związanych z aktywnością. Co zauważyłam? Niemal na każdym kroku można trafić na studia Pilates (jest ich naprawdę dużo w porównaniu z Polską), salony masażu i 24-godzinne kluby fitness. Natomiast na ulicach czy w parkach prawie w ogóle nie spotyka się biegaczy czy rowerzystów, pomimo dobrej infrastruktury. Spacerując przez 8 kilometrów chodnikiem z widokiem na ocean spotykałam częściej rozmaite jaszczurki niż ludzi. Chociaż już na plaży było sporo osób, wiele zajętych windsurfingiem. A same studia Pilates? Jeden trend zwraca uwagę. W Polsce dominują studia małe, kameralne, w których jednocześnie może ćwiczyć parę osób. W Perth popularne są większe lokale np. z 8-10 reformerami i prowadzone są tam klasy grupowe. W wielu miejscach są też reformery rehabilitacyjne, czyli wyższe niż te, które najczęściej spotykamy. Zresztą w Australii Pilates na sprzęcie bardzo często połączony jest z gabinetami fizjoterapii. A sami klienci? Miałam okazję obserwować pracę Bogny. W wielu przypadkach były to osoby z problemami bólowymi, którym trening na maszynach Pilates zdecydowanie pomaga. Plus ciekawostka: na ulicach panuje nieco inny dress code. Ludzie po treningu idą w legginsach i luźnej koszulce do sklepów czy kawiarni.

Quokka na chodniku na Rottnest Island  Ostrzeżenie by quokka nie wchodziła do sklepu

I kolejną metodę, którą udało mi się poznać to Gyrotonic. Pamiętacie serial „Młody Papież”? Jude Law ćwiczył tam właśnie na jednym ze sprzętów Gyrotonic:). W Polsce chyba jeszcze zupełnie nieznana (jeśli ktoś ma studio z takim sprzętem, proszę o kontakt, chętnie podam lokalizację), ale niezwykle popularna chociażby w Stanach Zjednoczonych.

PS. Zdjęcia oceanu bez filtrów. Naprawdę!

Możesz opublikować komentarz