Pie and lattes? Z czym to się je.

Pilates? „Oh, I thought you said pie and lattes” – takie hasło pojawia się w memach, na koszulkach czy kubkach. Jak to ugryźć? Bo czym tak naprawdę jest Pilates?

Długo zastanawiałam się w jaki sposób napisać pierwszy post dotyczący tej metody. Nie chciałam powielać tego, co każdy może znaleźć w internecie. Postanowiłam zapytać znajomych na Facebooku jakie jest lub było ich pierwsze skojarzenie ze słowem Pilates. Liczyłam na trzy może cztery hasła, które będą punktem wyjścia do tego wpisu. Okazało się, że w komentarzach i wiadomościach prywatnych dostałam w ciągu paru godzin grubo ponad sto odpowiedzi. Oczywiście wśród moich znajomych są też osoby, które praktykują Pilates, są nauczycielami tej metody bądź instruktorami fitness. Jednak tak duży odzew pokazuje, że trening, ruch jest ważny w Waszym życiu, a samo słowo Pilates ma dla Was znaczenie (wielorakie). Dlatego napiszę ten tekst jakby od drugiej strony. Standardowo wypadałoby wspomnieć, że nazwa Pilates wzięła się od nazwiska Josepha Pilatesa. Potem należałoby napisać kim ów był, w jaki sposób pracował nad swoją metodą i kiedy otworzył studio w Nowym Jorku. Fajnie byłoby wspomnieć, że zajęcia prowadził często w majtkach (chętni mogą obejrzeć tutaj) i kilka innych smaczków np. że palił dużo cygar i popijał piwo, a i tak w wieku 80 lat wciąż był wysportowany. A i jako dziecko ponoć był bardzo chorowity, ale pracował nad sobą z uporem maniaka i jako nastolatek mógł stać się modelem do atlasów anatomicznych. Te informacje są dostępne w różnych miejscach, zwłaszcza, że zachowało się trochę oryginalnych zdjęć i filmów. Gdyby teraz Joseph mógł spojrzeć na świat to byłby mocno zdziwiony (i pewnie bardzo zadowolony), jak wiele osób praktykuje to, co wymyślił. I właśnie na tym chcę się skupić: czym jest Pilates nie dla trenerów, lecz dla osób ćwiczących regularnie oraz tych, którzy praktykują rzadziej. Często jako nauczyciele piszemy teksty, opowiadamy jak metoda działa, co poprawia, jakie mięśnie mają pracować, wchodzimy w szczegóły konkretnych ćwiczeń i zastanawiamy się co napiąć, co wydłużyć, co aktywować itd. I to jest bardzo ważne! Tylko, że robimy to dla ludzi i warto czasem zatrzymać się w tym miejscu, zastanowić się jak widzą i czują to ci, którzy się u nas uczą czy po prostu wpadają na trening gdzieś w biegu pomiędzy jedną pracą, a drugą i z myślą w tyle głowy o tysiącu domowych obowiązków.

Marta siedzi na reformerze

Reformer

Nie bez powodu pytałam o pierwsze skojarzenie. Byłam pewna, że za chwilę ktoś napisze, że Pilates to rozciąganie – ale taka odpowiedź nie pojawiła się ani razu. A w wielu opisach wciąż możemy się natknąć na sformułowania, że Pilates to stretching. Dla mnie zdecydowanie lepszym określeniem jest wydłużenie, choć przykurczone mięśnie będą się rozciągać, a osłabione wzmacniać. Z każdym rokiem świadomość rośnie, lecz pamiętam sytuację, gdy prowadziłam Pilates w jednym z klubów i pani w recepcji żarliwie informowała klientów, że „na te zajęcia to nie, bo to dla starszych osób, takie rozciąganie i przeciąganie, lepiej iść na fat burning” – na szczęście niektórzy postanowili sprawdzić co to takiego na własnej skórze. Zdarzało się (i to wcale nie tak dawno), że w klubach fitness w grafiku było wpisane „Pilates”, ale na sali odbywało się TBC tylko w wolniejszym tempie. Czasem z uśmiechem wspominam dzień, gdy prowadziłam zastępstwo, właścicielka klubu po 10 minutach zajęć weszła na salę i włączyła muzykę prosząc, by ćwiczenia były bardziej taneczne, bo „to ładniej wygląda”. Kiedyś nowa uczestniczka zajęć poprosiła o przysiady i wyskoki, ponieważ chciałaby schudnąć. To sytuacje sprzed lat. Mimo wszystko dla wielu osób pierwsze skojarzenia z Pilatesem to „nuda”, „zimno”, „bujanie się na dużych piłkach”. Jedyne, co możemy zrobić, to zachęcać do spróbowania. Swoją fitnessową przygodę rozpoczynałam od prowadzenia zajęć Spinning kilkanaście lat temu. Do dziś zostawiłam sobie w grafiku kilka godzin. Uwielbiam to jako formę cardio, możliwość sprawdzania swojej kondycji czy szansę na pokonywanie poszczególnych granic. Wiele osób ćwiczy u mnie od początku – kilkanaście lat. I… większość praktykuje Pilates. To może wydawać się dziwne, bo przecież skoro ktoś jest fanem cardio to raczej nie poszukuje w formach body&mind. Jednak wszystko doskonale się uzupełnia. Choć nie ukrywam, prawie każda z tych osób obawiała się nudy, mocno statycznego treningu. Dopiero efekty, które przekładały się na lepsze wyniki w treningu cardio, zmniejszenie bólu pleców oraz wyprostowana postawa, sprawiły, że te osoby praktykują Pilates systematycznie. Dziś jednogłośnie mówią, że metodę kojarzą ze świadomością ciała i kontrolą. Nie bez powodu można więc trafić na określenie „Contrology”, używane już przez samego Josepha.

„Sala tortur” – byłam zdziwiona, że to porównanie padło jako jedno z ostatnich. Metoda Pilates to nie tylko mata, ale mnóstwo sprzętów, które Joseph wymyślił np. zawieszając w szpitalnych łóżkach sprężyny, by pracować z pacjentami lub tworząc ladder barrel inspirując się beczką (a jakże!) po piwie. W dzisiejszych czasach w Polsce studia chociażby z reformerem pojawiają się w wielu miejscowościach. Dostęp do treningu na sprzęcie jest coraz większy. Klienci mogą więc odkrywać nową jakość. Tylko dlaczego sala tortur? Cóż, wystarczy przyjrzeć się nazwom niektórych „aparatów do ćwiczeń” np. electric chair czy guillotine. Poza tym skóra, drewno, metal, sprężyny i często dość toporny wygląd sprzętów nasuwają jednoznaczne skojarzenia. Gdzieniegdzie trafimy jeszcze na futerka, które zakładając nad kostki będą chronić nogi przed otarciami. Stąd wiele osób wspomina coś o pokoju z „Pięćdziesięciu twarzy Greya”.

Marta ćwiczy na reformerze

Reformer

„Niepozorne ćwiczenia”, „ból”, „pot”, „wytrzymałość” – z boku ćwiczenia mogą wyglądać prosto i w tym tkwi cała magia, bo wcale lekko nie jest. Wbrew pozorom na początku bywa łatwo, ale im lepiej się skoncentrujemy i zrozumiemy o co chodzi w danym ruchu, tym robi się trudniej. Pot podczas ćwiczeń Pilates leje się często i gęsto. Bo system to ruch, świadomy i dokładny, ale ciągły. Są pompki i deski, a ćwicząc na reformerze z jump boardem można nawet zrobić sobie całkiem ostre cardio.

„Pień drzewa”, „wewnętrzny fitness”, „core”, „mocny środek”, „wzmacnianie mięśni głębokich” – najważniejsze i najtrudniejsze. Nieczęsto zastanawiamy się nad tym, jak pracuje nasze ciało, a jeśli już to myślimy o rękach, nogach czy brzuchu w ujęciu „kaloryfera”. Tymczasem zapominamy o środku. Wyobraź sobie, że centrum Twojego ciała to puszka: wieczko to przepona, na dole jest dno miednicy, a owalną ścianę tworzy mięsień poprzeczny brzucha i z tyłu jeszcze mięsień wielodzielny. Czy od razu wiesz jak z tym pracować? Na ogół wyczucie i zrozumienie zajmuje trochę czasu. Jednak to w centrum jest siła i stąd powinniśmy zapoczątkowywać każdy ruch. Owszem, Pilates to praca całego ciała, ale o wiele efektywniejsza będzie, kiedy nauczymy się kontrolować nasz „środek”. W ten sposób zmieni się postawa (często w XXI wieku przygarbiona), zaczniemy poruszać się z większą lekkością, łatwiej będzie się schylić, a do wielu czynności nie będziemy potrzebować tyle energii, co dotychczas. Niestety, nie wystarczy przyjść na trening raz na miesiąc. Potrzebna jest systematyczność lub mówiąc bardziej pilatesowym językiem rutyna.

„Oddech”, „relaks” – oddech w Pilatesie jest niezwykle ważny, ale musi być prawidłowy tzw. trójwymiarowy. Dopiero kontrolując oddech możemy dotrzeć do tych partii mięśni, o których na co dzień zapominamy. Wdech i wydech to zdrowie, ale jednocześnie relaks. Myśląc o tym jak bierzemy powietrze do płuc i w jaki sposób je z nich usuwamy, automatycznie aktywujemy przywspółczulny układ nerwowy, dzięki temu łatwiej radzimy sobie ze stresem. Dla wielu osób godzina ćwiczeń to moment, kiedy mogą oderwać się od rzeczywistości, skupić się tylko na sobie i wsłuchać się w swoje ciało.

Wśród skojarzeń zabawnych lub dziwnych, ale częściowo uzasadnionych znalazły się:
– „środek do depilacji” – śmiechem żartem, ale zdarza się, że ćwicząc na sprzęcie sprężyny łapią włoski na rękach i mamy ekspresową depilację.
– „talerz” – czyżby od słowa „plate”?
– „coś z jogi” – dość częste skojarzenie, bo oba systemy wpływają na elastyczność ciała i wymagają koncentracji.
– „callanetics” – gdy zaczynałam prowadzić zajęcia ta forma jeszcze była spotykana, dziś już coraz rzadziej. Co ciekawe metoda powstała później niż Pilates, ale jej twórczyni Callan Pinckney była związana z baletem i chciała zniwelować ból pleców. Joseph Pilates często trenował tancerzy baletu. Może więc tu tkwi jakieś podobieństwo?
– „kolorowe stroje, opaski, kostiumy kąpielowe, getry po pachy z lat 80.” – skojarzenie bliższe aerobikowi, który swego czasu promowała Jane Fonda. To chyba oznacza, że Pilates po prostu kojarzy się z metodą stosowaną od lat.
– „dziadek w samych majtkach” – rzeczywiście tak Joseph Pilates nauczał, ale miewał też sweterek lub koszulkę na ramiączkach.
– „teaser” – moim zdaniem „setka” to sztandarowe pilatesowe ćwiczenie, a jednak większość myśli o teaserze. Może dlatego, że jest bardziej widowiskowy i wiele osób praktykujących Pilates podczas wakacyjnych wyjazdów wykonuje właśnie to ćwiczenie na tle morza, gór, zamków lub na beli siana? U mnie na zdjęciu na fotelu.

Cóż, jak napisała Bogna Janik-Forbes: Pilates to filozofia życia.

 

Marta wykonuje na czerwonym fotelu ćwiczenie teaser

Teaser

Możesz opublikować komentarz